Minirecenzja Pirate Borg

Poniższa recenzja została do nas nadesłana w ramach konkursu minirecenzji w trakcie tygodnia gier OSR przez MiniNorbercika. Dziękujemy!

Bromley (zwany Głuchym przez brak ucha) obudził się samotnie na plaży. W sercu czuł samotność i smutek. Słońce jak żar lawy. Po chwili odnalazł źródło swych uczuć. W nocy najdłużej ze wszystkich „zaliczył” małpę.

Tak właśnie rozpoczęła moja postać w Pirate Borgu. Wszystko to było możliwe przez świetne i rozległe tabelki, przez które nawet całkowicie improwizowana sesja miała strukturę.Też, dziwnym trafem, wszystkie odpowiedzi z tabelek pasowały pod kontekst (na morzu spotkaliśmy fregatę którą prowadziły małpy).

Kolejna rzecz, która na pewno mnie zaskoczyła, to klimat. Przez design graficzny poderka spodziewałem się mrocznego, heavy metalowego nastroju, ale gdy usłyszałem, że udało mi się z małpą, wszystko się zmieniło. Pirate Borg to system mocno humorystyczny. Oczywiście nie oznacza to, że mroku tutaj nie ma, ale ten kryje się po kątach.

Samo tworzenie postaci też jest na plus. Wszystkie wygenerowane w tym systemie postaci mają swoje cechy, wartości i błędy przeszłości, dzięki czemu nawet na jednostrzale nie było ciszy między naszymi postaciami.

Sam system ogólnie podobał mi się, nie był zbytnio crunchy, rzutów było wystarczająco. Zasady były proste, ale nie prostackie. Jak najbardziej czułem, że system nie limituje moich możliwości.

No ale nie może być tak pięknie. Niestety Pirate Borg ma tragiczną walkę. Przynajmniej w sesji, którą grałem, w pewnym momencie MG odpuścił narrację i zaczęliśmy rzucać, dopóki ktoś nie zginie. Było to spowodowane małą szansą na trafienie połączoną z dużą szansą, że zadamy małe obrażenia. Szczególnie w porównaniu z Cairnem ta mechanika wydaję się drewniana.